Ulubieńcy stycznia: Indigo, Dove, Make Me Bio, Bielenda, Martina Gebhardt

Serię z kosmetycznymi ulubieńcami miesiąca rozpoczęłam w kwietniu zeszłego roku i obiecywałam, że będzie pojawiała się regularnie. Nie dotrzymałam słowa. Wpisów pojawiło się tylko 5, ponieważ często zapominałam o tej formie podsumowania miesiąca. Jednym z postanowień na 2018 rok jest nieodkładanie rzeczy na później, bo zazwyczaj kończy się to tak, że w natłoku spraw gdzieś umykają i znajdujemy inne priorytety. Także od teraz możecie trzymać mnie za słowo, że co miesiąc pojawi się taki wpis. W końcu jak już publicznie obiecałam, to będę musiała się tego trzymać! 🙂 Niedawno pokazywałam Wam ulubieńców roku, teraz pora przedstawić ulubieńców stycznia. Zapraszam 🙂

Ulubieńcy styczeń 2018 - Martina Gebhardt, Indigo

KREM POD OCZY MARTINA GEBHARDT Z AWOKADO

Tak, wiem, znowu Martina 😛 Obiecuję jednak, że to już ostatni raz i nie ujrzycie na blogu go więcej aż do momentu, gdy go zdenkuję. Nic nie poradzę na to, że tak go uwielbiam, że nie mogłam pominąć tej pozycji. Cudowne i długotrwałe nawilżenie, piękny i naturalny skład oraz niesamowity komfort. Tyle napiszę tutaj, a po resztę odsyłam do podlinkowanej recenzji, bo nie chcę się powtarzać i męczyć Was po raz kolejny tym produktem 😉

 

BAZA PROTEINOWA INDIGO I LAKIER HYBRYDOWY INDIGO CAT WALK

Baza proteinowa Indigo to moje największe i najlepsze odkrycie ostatniego czasu! Jeżeli zastanawiacie się, czy wszystkie krążące o niej w internecie pochwały są prawdziwe, to ja mogę to śmiało potwierdzić. Gdy malowałam paznokcie zwykłymi lakierami, to zawsze jako bazy używałam odżywki do paznokci Eveline. Lakier długo się na niej trzymał (ok. tygodnia), a dodatkowo sprawiała, że miałam paznokcie twarde jak skała! Odkąd przeszłam na hybrydy brakowało mi takiego produktu. Oczywiście nie mogłam nigdy narzekać na ich stan, bo zawsze były dosyć mocne, jednak jakiś potrafił się złamać lub rozdwoić. Teraz dzięki bazie proteinowej Indigo mogę o tym zapomnieć! Paznokcie znowu są twarde i mocne, a zmianę na plus zaczęłam zauważać już po pierwszym użyciu! Jak dla mnie rewelacja i na pewno zostanie ze mną na długo ♥ Lakier Indigo Cat Walk to natomiast przepiękna czerwień z drobinkami, którą nosiłam przez połowę grudnia i prawie cały styczeń. Zachwycił mnie nie tylko kolorem ale również gęstą konsystencją, która zostaje tam gdzie ją nałożymy i nie wędruje po paznokciu. To sprawia, że manicure jest łatwy i przede wszystkim szybki, a to ogromny atut.

Ulubieńcy styczeń 2018 - Make Me Bio, Dove, Bielenda

WODA RÓŻANA MAKE ME BIO

Mało który produkt do tonizowania i odświeżania cery robi na mnie duże wrażenie, jednak nigdy nie mogę odmówić tego wodzie różanej. Uwielbiam za zapach oraz właściwości nawilżające i regenerujące. Woda różana z Make Me Bio ma również kilka innych plusów – atomizer, przystępna cena i pełna naturalność. Na pewno na jednym opakowanie się nie skończy!

 

PIANKA POD PRYSZNIC I ANTYPERSPIRANT DOVE

Od dawna nie miałam produktów Dove i pewnie nie uległoby to zmianie, gdybym nie dostała ich w przemiłej paczce niespodziance. Nie wiem czemu, ale zawsze jakoś nie po drodze mi z tą firmą. Teraz jednak widzę, że to był błąd, bo można znaleźć w ich ofercie naprawdę fajnie produkty. Ja odkryłam takie dwa. Zacznę od pianki pod prysznic Dove, która kusiła mnie odkąd zaczęła pojawiać się na blogach. Pewnie sama nie zdecydowałabym się ostatecznie na jej zakup, dlatego cieszę się, że miałam okazję ją poznać. Pianka jest cudowna! Delikatna, puszysta, pięknie pachnąca i niesamowicie przyjemna. Używanie jej pod prysznicem to czysta przyjemność. No może trochę przesadzam, bo denerwuje mnie czasami pompka, ale to wybaczam, bo sam produkt rekompensuje nieprzyjemności 😉 Zakochałam się również w zapachu antyperspirantu Dove gruszka i aleos. OMG, jak on pachnie ♥ Pomimo że nie lubię antyperspirantów w sprayu, to sięgam po niego dla samego zapachu! Chociaż nie tylko za zapach mogę go pochwalić. Zapewnia również idealną ochronę przez cały dzień i nie brudzi ubrań 🙂

 

WĘGLOWY ŻEL DO MYCIA TWARZY BIELENDA CARBO DETOX

Ten żel możecie dobrze kojarzyć, bo niedawno pojawiła się na blogu jego recenzja. Sprawdza się świetnie w pielęgnacji mojej tłustej cery. Dokładnie oczyszcza, odświeża i nie podrażnia skóry. Radzi sobie również ze zmywaniem tuszu i domywa pędzle od podkładu. Produkt 3w1 😀 Jednak największym zaskoczeniem jest jego zapach. Czarna maź pachnie słodziutkim arbuzem ♥ Kto by się spodziewał 😀

Pozdrawiam!

Don`t copy text!