Ostatnio znowu zaczęłam baczniej przyglądać się temu, co dzieje się w blogosferze i na Instagramie. Myślałam, że wiem już wszystko i nic mnie nie zaskoczy. Otóż nie. Największą ciekawostką był fakt, że bardzo znana blogerka, po której zupełnie nie spodziewałabym się tego, że potrzebuje sztucznego nabijania popularności, sama pisze sobie komentarze jako anonim… Inna kupuje obserwatorów na Insta, ale to już w tych czasach pewnie nikogo nie szokuje. Mnie na pewno nie, bo ilość sztucznych kont i osób stosujących boty jest tak duża, że dziwi mnie, że tyle firm celuje w reklamę w tym medium. Nieuczciwe statystyki, mnóstwo reklamowanych produktów i tragiczne zasięgi, które serwuje sam Instagram, nie wróżą niczego dobrego. No ale to nie moje pieniądze, więc w sumie mnie to zbytnio nie interesuje. To taki skrót moich przemyśleń na temat Blogosfery, Instagrama i Influence Marketingu. Zaraz będzie tego więcej!
Mama Lekarz ukradła przepisy i kurs od innych blogerów
Zaczniemy od aktualnego tematu, który przyznaję, że mną wstrząsnął i już nie tylko ze względu na sam fakt tego, co się stało, ale również ze względu na reakcję fanów. Otóż Olga Smile w ebooku sprzedawanym przez Mamę Lekarz znalazła 9 przepisów dosłownie skopiowanych z jej bloga. W ebooku znaleziono również przepisy z innych blogów, m.in. ze znanej wszystkim Jadłonomii. Podobno jest też coś z Kwestii Smaku. Cena ebooka ze skradzionymi przepisami to jedyne 49zł.
Gdy sprawa wyszła na jaw Mama Lekarz zawiesiła swojego FP. Po dogadaniu się z Olgą wpłaciła również 9000zł na zwierzęta. Niestety przeprosiła i przyznała się do skopiowania tylko 1 przepisu, a i tak każdy wie, że było ich 9 plus przepisy z innych blogów. Jak dla mnie zachowała się jak zwykła oszustka i kombinatorka, czyli ktoś komu nie można i nie ma sensu ufać. Szczególnie, że podobno skopiowała też inny płatny kurs… Nikt przypadkiem i nieumyślnie takich błędów nie popełnia. Dziewczyny spędziły wiele godzin w kuchni i podczas tworzenia wpisów, a ich praca została skradziona i zmonetyzowana. Takie są fakty. Żeby było ciekawiej wcześniej Mamalekarz groziła prawnikiem wszystkim osobom, które udostępniały jej ebooka, więc na prawach autorskich na pewno się zna.
Niektórych fanów jednak cała sytuacja w ogóle nie ruszyła i uznali, że przecież każdemu się zdarza (??), że o co ta drama, że przecież każdy kiedyś coś skopiował. Po całej sytuacji mam wrażenie, że niektórzy dają jawne przyzwolenie do kradzieży i nie szanują czasu i pracy innych. Nie ma co ukrywać, strasznie to smutne. Jestem również ciekawa, czy gdyby to ich praca została skradziona dla zysków, również powiedzieliby, że przecież nic się nie stało, każdemu się zdarza. Śmiem wątpić!
Kradzieże zdjęć i treści z blogów
Temat rzeka, która dotyczy wszystkich, nie tylko twórców internetowych. Potwierdza to również wcześniejsza sytuacja, w której widać, że wiele osób nie rozumie czym są prawa autorskie i że użycie czyjejś własności jest KRADZIEŻĄ. Tak, kradzieżą.
Nie ma czegoś takiego jak źródło google. Google to nie źródło, Google to wyszukiwarka pokazująca obrazy i treści z różnych stron. Obrazy i treści, które mają swoich właścicieli. Jest nawet napis pod każdym zdjęciem „Obrazy mogą być objęte prawem autorskim”. Mimo wszystko skradzione zdjęcia można spotkać również na blogach, co trochę w tych czasach dziwi, bo jest mnóstwo banków darmowych zdjęć, z których sporo jest na licencji do użytku publicznego. Nie ma więc powodów do kradzieży, można mieć za darmo ładne i legalne zdjęcia.
Sama znajduję przypadkiem swoje zdjęcia na różnych stronach, ba są i teksty zainspirowane moimi wpisami. Raz nawet wpadłam na recenzję pewnego serum, która była dosłownie spisana z mojego bloga, wraz z moimi bardzo subiektywnymi odczuciami… Założę się o wszystko, że serum poszło na sprzedaż (było drogie), a ktoś poszedł na łatwiznę i spisał sobie moją opinię o jego działaniu. Smutne, ale niestety prawdziwe. Zdjęcia są również na aukcjach sprzedażowych, na Pintereście (oczywiście bez udostępnienia, tylko skopiowane = ukradzione) i można tak wymieniać… Poważnie zastanawiam się nad wystawianiem takim osobom rachunków i czasami sobie myślę, że może ACTA2 jest jednak w tych czasach potrzebne…
Osobiście jakimkolwiek kradzieżom mówię NIE i mam nadzieję, że nie jestem w tym poglądzie odosobniona. (czyt. 10 FAKTÓW O MNIE).
Zobacz również: KRADZIEŻ ZDJĘĆ I TREŚCI Z BLOGA
Artykuły sponsorowane za 10-40zł na ReachaBlogger
ReachaBlogger to platforma, która ma pomagać w tworzeniu kampanii reklamowych z blogerami. Podobno kiedyś było tam fajnie i można było nawiązać sensowną współpracę, ale od długiego czasu bardzo często widuję tam dziwne oferty za grosze. Tak, za grosze, bo nie wiem, jak można nazwać zlecenia do 40zł (choć często są i do 30 i nawet 10zł). Otóż od tej kwoty należy odjąć prowizję dla serwisu (niestety pobierana jest od blogera) i podatki, a wypłacić pieniądze można od 200zł. Naprawdę nie wiem, jak może opłacać się podejmowanie takich współprac i masowe publikowanie artykułów sponsorowanych, aby w końcu dobić do tych magicznych 200zł po wielu miesiącach ciężkiej pracy… Myślę, że Nasz czas jest dużo cenniejszy!
Oczywiście nie skreślam całego serwisu i nie mówię, że jest zły, bo tak nie jest. Jest przyjemny i łatwy w obsłudze. Ciekawe współprace można dalej nawiązać, ale raczej nie wśród publicznych ofert. Zazwyczaj są to prywatne i bezpośrednie zapytania, które wysyła zainteresowany reklamodawca.
Boty na Instagramie
Niedawno trafiłam na bardzo trafne zdanie o Instagramie – „Niedługo będzie to serwis społecznościowy dla botów”. Patrząc na to, co się tam dzieje, nie trudno tego nie zauważyć. Wystarczy dodać zdjęcie, trafić w odpowiednie hasztagi i zacznie się najazd follow-unfollow i durnych komentarzy. Mówi się, żeby tego nie robić, bo grozi blokadą konta, ale widzę, że Instagram nic z tym nie robi, a ilość botowych kont przyłażących na mój profil ciągle wzrasta. To rzecz, która aktualnie najmocniej odpycha mnie od Instagrama. To i fakt, że czuję tam, że nie jestem u siebie. Blog to jednak moje miejsce, w którym mogę robić to co chcę, to co lubię i tak jak lubię ♥
Urodowy YouTube
Miałam nie poruszać tutaj YT, bo przez pewien czas nie oglądałam go wcale, po prostu mnie zmęczył. Teraz czasami coś włączę, ale z ogromnym dystansem, bo nie ufam tam prawie nikomu. Dziwni mnie również popularność testów na YT. Dziewczyny pierwszy raz w życiu nakładają kosmetyki i wydają opinie czy fajny czy nie. Większość to oczywiście hity i koniecznie kupujcie, bo wygląda cudownie. Patrzę czasami na te filmy i przy świetle, które stosują i tak każdy wygląda tak samo lub prawie tak samo i w sumie ściemę z ideałem i cudownym wyglądem można zastosować do wszystkiego, co akurat pochodzi ze współpracy (bo oczywiście o współpracach prawie nikt nie mówi). Niektóre dziewczyny mają też tyle kosmetyków, że tekst „stosuję go regularnie” oznacza, że użyła go max 3 razy… No i nie można zapomnieć o największym hicie – wystarczy spojrzeć na kosmetyk i już wiadomo, że będzie fajny czy nie i czy warto kupić!!! No nie wiem, ja w takim momencie czuję się oszukiwana, ale widzę, że ludzie to lubią i właśnie takie kanały mają największą oglądalność. Czasami mam przez to wrażenie, że ludzie lubią być oszukiwani i kuszeni, dlatego influence marketing w ogóle powstał i cieszy się popularnością… Mimo wszystko cały czas mam nadzieję, że to tylko moje złudzenie i świat ostatecznie doceni uczciwość (wiem, jestem pod tym względem naiwna… )
Na koniec mam małe, ale ważne pytanie. Gdzie dojdą w tych czasach uczciwi? Odpowiedź zostawiam Wam! Pamiętajcie też, że to Wy (i ja) jako widzowie i czytelnicy decydujecie o tym, co jest tolerowane i akceptowane. Korzystajmy z tego i wspierajmy tych, którym się należy. #teamuczciwość #tworzeniekradne
Chętnie podyskutuję z Wami w komentarzach, więc jeśli macie coś do powiedzenia na ten temat, to nie krępujcie się i piszcie! Chętnie poznam Wasze zdanie i opinie o tym, jak to wygląda z Waszej perspektywy! Przypominam również, że w Disqus można komentować jako gość, można również logować się z różnych kont, np. z konta Google.
Pozdrawiam!
Zobacz również: DZIAŁANIE ZABLOKOWANE INSTAGRAM