Dzisiaj luźniejszy wpis, bo dotyczył będzie moich ostatnich zakupów i przy okazji pokażę Wam, co dostałam na Walentynki. Będzie kosmetycznie, znajdzie się też coś z biżuterii, super przesłodkie kapcie oraz najdziwniejsza herbata z jaką miałam do czynienia.
Pierwszym zakupem jest krem pod oczy VisPlantis, przeznaczony do pielęgnacji skóry atopowej. Na razie zapowiada się fajnie, ale zobaczymy, jak będzie na dłuższą metę. Kupiłam też kolejne opakowanie mojego ulubionego peelingu do twarzy Orientana, o którym niedawno pisałam na blogu. Kapcie łosie ze sklepu Oysho podobały mi się od dawna, ale cena 99zł zniechęcała do zakupu. Ostatnio trafiłam na nie w promocyjnej cenie 39zł plus darmowa dostawa kurierem, więc musiały być moje 😀 Kapcie są super mięciutki i wygodne, no i pięknie się prezentują.
W sklepie e-naturalne postanowiłam zamówić Glyceryl Cocoate i naturalny olejek grapefruitowy do stworzenia własnego olejku myjącego. Niedługo pojawi się na ten temat wpis na blogu. Wzięłam też hydrolat z oczaru i różany. Ten drugi mnie zdziwił, bo okazał się nie być czystym hydrolatem. No cóż, trzeba czytać składy nawet w sklepach z półproduktami kosmetycznymi.
Na Walentynki dostałam kolczyki i naszyjnik oraz piękny bukiet w cudownej kolorystyce.
Na koniec zostawiłam najgorszy produkt. Będąc w Biedronce natknęłam się na zieloną herbatę o smaku róży Green Hills. Smak wydawał mi się tak dziwny i nietypowy, że nie mogłam się jej oprzeć. W sumie nie umiałam sobie go wyobrazić, ale pomyślałam, że dodadzą tylko lekki, różany aromat i będzie całkiem przyjemnie… Nie jest! Herbata jest tak mocno aromatyzowana, że już po otwarciu zabija zapachem sztucznej róży, po zaparzeniu jest tak samo. Zielona herbata jest ledwo wyczuwalna. Piłyście ją? Komuś smakowała? 😀
Pozdrawiam!