Pogoda dzisiaj nie rozpieszcza, jest szaro, zimno i depresyjnie. Nie czuję się też najlepiej, dlatego zrobiłam herbatę z miodem i zajrzałam do pudełka z woskami w poszukiwaniu czegoś, co chociaż trochę poprawi mi humor. Przypomniało mi się, że kupiłam ostatnio piękny zapach, który od razu krzyczał do mnie, że na pewno się polubimy. Tak też się stało, a z każdym kolejnym spotkaniem lubię go coraz bardziej. Mowa o French Countryside Yankee Candle.
French Countryside
Nigdy nie odwiedziłam francuskiej wsi, ale gdybym miała wybrać jedno skojarzenie, to byłaby to lawenda. W tym zapachu lawendy nie ma, ale też są kwiaty. Róże. Zauważyłam, że ostatnio bardzo często wybieram różane zapachy, również w kosmetykach. Jak przystało na Yankee Candle zapach jest złożony i mamy w nim inne akcenty. Mocno wyczuwalne jest piżmo i inne kwiaty. Pomimo iż zapach jest kwiatowy, to wyczuwam tutaj dużą dawkę świeżości i lekką nutę słodyczy. Zapach jest intensywny, przyjemny, lekko pobudzający i zdecydowanie potrafi poprawić nastrój. Zasłużył na miano mojego ulubieńca i będzie mi smutno, gdy będę musiała się z nim pożegnać. Niestety nie jest dostępny w Polsce, ale aktualnie można go dostać na allegro. Ja chyba kupię kilka sztuk na zapas.
Jak możecie zauważyć Yankee Candle zmienia wygląd etykiet. Co sądzicie o tej zmianie? Ja uważam, że poprzednie wersje były idealne i na tyle przyciągały wzrok, że można było kupić zapach dla samej etykiety. Te są nijakie i czegoś im brakuje…
Pozdrawiam!