
Jak wiecie jestem wielką fanką balsamów do ust EOS. W ostatnim czasie opisywałam Wam kilka jajeczek, m.in. EOS Summer Fruit, EOS Coconut Milk, EOS Fresh Grapefruit. Miałam też inne wersje, o których nie pisałam na blogu, ale każda z nich była bardzo dobra i zachwycała smakiem i zapachem. Co jakiś czas w Biedronce i Rossmannie widywałam podobny produkt, czyli balsam do ust Body Club. Czytałam też na blogach dosyć dobre opinie, dlatego postanowiłam sama je przetestować i sprawdzić, czy są dobrą alternatywą dla EOS.
BODY CLUB BALSAM DO UST
Smaków balsamów do ust Body Club jest kilka. Chodził za mną bananowy, ale nie mogłam nie niego trafić, dlatego wybrałam truskawkę. W sumie nie żałuję, bo zapachu i tak prawie nie czuć, a w smaku jest zwykły balsam. Jest bardzo widoczny po nałożeniu, daje efekt mokrych ust jak błyszczyk. Lip Balm Body Club świetnie sunie po ustach i nawet dobrze je nawilża. Skład ma bardzo przyjemny, z dużą ilością składników odżywczych.
Body Club vs EOS
Ewidentnie widać, że balsamy do ust Body Club są inspirowane jajeczkami EOS, dlatego nie mogłoby się obejść bez porównania z amerykańskim odpowiednikiem. Różnicę widać i czuć już po pierwszym zetknięciu. Po pierwsze, opakowanie balsamu Body Club wykonane jest z taniego plastiku. EOS ma opakowanie najwyższej jakości i różnica między nimi jest ogromna. Po drugie, smak i zapach Body Club jest co tu dużo mówić słaby. Balsam pachnie delikatnie truskawką, w smaku nie czuć jej wcale. Smakuje zwykłym balsamem z jakąś sztuczną nutą…
Szczerze powiedziawszy używanie balsamu do ust Body Club nie sprawia mi żadnej przyjemności i zużyję go tylko dlatego, że już go mam i szkoda, żeby się zmarnował. Zdecydowanie wolę dopłacić trochę więcej do EOS i dostać produkt, po który będę sięgać z przyjemnością.
Pozdrawiam!