Małe masła Bielenda Fruit Bomb opanowały blogosferę – widzę je w wielu recenzjach i rozdaniach. W ofercie mamy 3 masła do ciała: papaja, winogrona i arbuz. Wszystkie brzmią smakowicie. Ja skusiłam się na papaję, sama nie wiem dlaczego padło akurat na tę wersję, ale na pewno swojego wyboru nie żałuję 😉
Bielenda Fruit Bomb masło papaja – moja opinia
Masło Bielenda Fruit Bomb zauroczyło mnie od pierwszego użycia swoim zapachem, który jest niezwykle egzotyczny, soczysty i pobudzający, a dodatkowo utrzymuje się na ciele. Zapach jest intensywny, ale na pewno nie drażniący, według mnie idealny na lato. Konsystencja jest kremowa, średnio gęsta, taka w sam raz. Masło bardzo dobrze się rozsmarowuje, szybko wchłania i nie pozostawia nieprzyjemnej warstwy na skórze. Po użyciu skóra jest nawilżona i wygładzona. Z ujędrnianiem trochę wyolbrzymiono, chociaż ciężko też stwierdzić, bo opakowanie jest małe, a na takie efekty potrzeba czasu. Na pewno skóra jest bardzo przyjemna w dotyku, aksamitna i odpowiednio nawilżona. Parafina, która widnieje w składzie, nie daje o sobie znać podczas stosowania. Znam masła, w których jest wyczuwalna nawet w zapachu! Tutaj mam wrażenie, jakby w ogóle jej nie było. Myślałam, że masło będzie głównie umilaczem zapachowym, a okazało się, że ma też dużo do zaoferowania w kwestii pielęgnacji skóry.
Produkt idealnie stworzony dla osób, które lubią zmiany – ma tylko 100ml. Mi jego pojemność nie przeszkadza, ponieważ nie sprawia problemu jego zużycie, a niska zawartość przekłada się na niską cenę. Jedno opakowanie już zużyłam, następne czeka w kolejce.
Pozdrawiam 🙂