Hej 🙂
Jako posiadaczka typowo tłustej cery nie umiem obejść się bez bibułek matujących. Nieważne jakich kremów, podkładów i pudrów używam, zawsze po czasie moja skóra zaczyna błyszczeć. Czasami po 2 godzinach, czasami po 5, czasami delikatnie a czasami mocno, jednak każdego dnia jakiś błysk się pojawia. Jest tego jeden plus – naturalny glow 😀 Jednak preferuję mat, dlatego chętnie zaczęłam testować bibułki matujące Selfie Projet MattMeNow.
Bibułki matujące Selfie Project mają zapewnić natychmiastowy efekt matowej cery. Wchłaniają nadmiar sebum, niwelują nieestetyczne błyszczenie, pozostawiają skórę odświeżoną i
zmatowioną oraz nie naruszają makijażu. Używamy ich tak jak każdych innych bibułek – przykładamy do skóry i dociskamy. Opakowanie zawiera 100 bibułek. W składzie znajdziemy celulozę i 4 barwniki.
zmatowioną oraz nie naruszają makijażu. Używamy ich tak jak każdych innych bibułek – przykładamy do skóry i dociskamy. Opakowanie zawiera 100 bibułek. W składzie znajdziemy celulozę i 4 barwniki.
Muszę przyznać, że bibułki bardzo dobrze pochłaniają sebum i nie naruszają przy tym makijażu. Skóra staje się bardziej matowa, chociaż u mnie nie jest to 100% mat. Podczas jednego użycia zużywam zazwyczaj 2 bibułki. Osobom z mieszaną cerą, które błyszczą się tylko w strefie T, zapewne wystarczy tylko jedna.
Bibułki matujące Selfie Project spełniają swoje zadanie, usuwają nadmiar sebum nie naruszając przy tym makijażu, matują i oczyszczają skórę, jednak nie czynią też cudów. Mam wrażenie, że większość bibułek działa tak samo. Miałam kiedyś bibułki Inglot i niestety nie widziałam różnicy pomiędzy nimi a tańszymi bibułkami, dlatego uważam, że lepiej postawić na tańszą opcję. Tutaj cena jest całkiem przyjemna.
Stosujecie bibułki matujące?
Pozdrawiam!